poniedziałek, 7 listopada 2011

Naciąganie nowo założonych firm - Ostrzeżenie!

Na każdym kroku trzeba uważać na oszustów! Parę dni po założeniu DG otrzymałam pismo dotyczące wpisania mojej firmy do rejestru polskich firm i działalności gospodarczych z dołączonym blankietem opłaty w wysokości 196 zł. Na pierwszy rzut oka wyglądało to tak jakbym musiała zapłacić za założenie DG i od razu wzbudziło to moją czujność, gdyż wiedziałam, że założenie działalności gospodarczej  jest BEZPŁATNE. Po dokładniejszym wczytaniu się w drobny druczek (całe pismo napisane nienaturalnie małą czcionką poza wytłuszczonymi nagłówkami  o wpisie do rejestru... ) odnalazła się informacja, że rejestracja jest dobrowolna, pismo rzuciłam w kąt i zapomniałam o sprawie.
Dwa dni później dostałam kolejne pismo tym razem z Krajowego Rejestru Pracowników i Pracodawców z kolejnym załączonym blankietem opłat tym razem w wysokości 115 zł.
 I tu już trochę zwątpiłam. Po pierwsze dlatego, że pismo zaczyna się zwrotem dokonano wpisu do Centralnej Ewidencji  i Informacji o DG, potem powołują się na jakieś Art. ustawy a na końcu podają nieprzekraczalny termin w którym mam rachunek uregulować.  Oczywiście nie będę nic płacić przed sprawdzeniem z czym mam do czynienia i po konsultacji z wujkiem Google dowiedziałam się że to kolejni oszuści.  
Zastanawia mnie ile osób bezmyślnie i automatycznie zapłaciło takie rachunki sądząc że to jakieś wymagane opłaty za otworzenie działalności gospodarczej.
Zastanawia mnie również łatwa dostępność moich danych i ile jeszcze podobnych pism dostanę od naciągaczy i cwaniaków chcących się łatwo wzbogacić czyimś kosztem i czyjąś nieświadomością.

Poniżej skan wspomnianego pisma:


piątek, 4 listopada 2011

Raport z Akcji Znicz

Dzisiaj obiecany raport za sprzedaży zniczy. Ogólnie bilans jest dodatni zainwestowane pieniądze w towar się zwróciły  (co na początek było najważniejsze ), wystarczyło na opłaty typu ZUS, Skarbówka,opłatę za miejsce i została lekka górka w wysokości 2500 zł. Zostało również trochę towaru którego sprzedaż będzie już tylko czystym zyskiem. Trzeba jeszcze tylko zrobić remanent żeby podliczyć jego wartość  i sytuacja stanie się jasna. Jak widać kokosów wielkich na zniczach nie zarobiłam ale wydaje mi się, że to i tak zawsze lepsze od siedzenia w domu i biadolenia na brak kasy i możliwości dorobienia. Od czegoś trzeba zacząć a każdy dodatkowy grosz się przyda. Czy w przyszłym roku mam zamiar dalej sprzedawać znicze? Z pewnością się pokuszę, tym bardziej ze został mi towar (chyba, że wpadnę na coś bardziej dochodowego, że to się faktycznie nie będzie opłacało) Poza tym wyciągnęłam już pewne wnioski co do miejsca w którym stałam (gdzie jednak byłoby lepiej się przenieść), co do asortymentu w jaki znicze lepiej inwestować, co lepiej schodzi a co gorzej itp. Ponadto zarobione pieniądze mam zamiar zainwestować w przyczepkę która jest niezbędna  do przewozu towaru gdy nie ma się dużego samochodu. W tym roku dysponowałam pożyczoną przyczepką, a wiadomo, że co swoje to swoje, jak nie przyda się do tego to do czegoś innego.
Czy dla was jest to gra warta świeczki? Czy byście sobie  odpuścili?

Teraz mam trochę inny problem, działalność otworzona za listopad  ZUS muszę zapłacić więc wypadałoby coś jeszcze zacząć w tym miesiącu robić, żeby zarobić na ten ZUS i kręcić coś dalej  w innym przypadku z końcem listopada działalność  będę musiała zawiesić przy braku perspektyw.  Problem w tym, że  nie mam za bardzo pomysłu za co by się tu wziąć żeby to dalej pociągnąć także wszelkie realne sugestie mile widziane ;)

środa, 26 października 2011

Markety - czyli jak wykończyć małego przedsiębiorcę

Dzisiaj trochę pesymistycznie bo entuzjazm związany z moją działalnością mi nieco osłabł. A dokładniej osłabł mi po przejrzeniu ulotki jednego z marketów w moim mieście. Oczywiście ulotka przedstawiała ofertę sprzedawanych zniczy a cena proponowana przez market mnie dobiła. Otóż market reklamuje jeden ze zniczy średniej wielkości, który również posiadam w asortymencie w cenie 2,29zł natomiast mnie wyprodukowanie tego znicza (czytaj zakup w hurtowni szkła, osobny zakup wypraski - parafiny, tuby na parafinę, knota, kapturka i podstawki które następnie trzeba pomalować w moim przypadku ozłocić, a następnie poskładanie wszystkiego razem) kosztuje 2,50zł.  Zastanawia mnie po jakiej cenie oni kupują te znicze, że opłaca im się na nich zarabiać? A może się  nie opłaca zarabiać tylko  chcą przyciągnąć klientów, którzy kupując ten znicz skuszą się na następne? I teraz kolejny przykład, w tym samym markecie oferują malutkie znicze w cenie 2,99 z kolei te same znicze u mnie kosztują 1,60zł  trochę paradoks co nie? Mniejszy znicz droższy od 2-3 razy większego.
W każdym bądź razie  nawał zniczy jaki obserwuję we wszystkich marketach trochę mnie przeraża i de motywuje, ale staram się nadal nastrajać pozytywnie. Ciężka próba przede mną, ale muszę ją przetrwać, a czy wyjdę obronną ręką z tego się dopiero okaże już 2 listopada.

Póki co na tyle z moich biznesowych początków  i wrażeń.

poniedziałek, 17 października 2011

Działalność otworzona

Pestka wróciła i melduje że nie obija się jakby na to wszystko wskazywało. Wprawdzie bloga nieco zaniedbałam  ale za to pracowałam nad nowym projektem  który w końcu doczekał się wdrożenia w życie.
Projekt związany ze zbliżającym się świętem Wszystkich Świętych i jak już można się domyśleć nosi nazwę "Akcja znicz". Czy da się na tym zarobić? Wierzę że tak! Z zaciągniętych źródeł informacji dowiedziałam się że może to być całkiem dochodowy sezonowy biznes. W prawdzie z roku na rok tendencja zarobkowa jest  niestety coraz mniejsza ale i tak idzie na tym wyjść na swoje jak twierdzą osoby które w tym biznesie siedzą od kilku lat. Niestety jak zwykle markety tworzą niszczącą konkurencję pochłaniając niemałe grono potencjalnych klientów to raz, a dwa że i konkurencja małych producentów zniczy rośnie. Coś w życiu trzeba robić a nie tylko marudzić, narzekać itp. więc zakasałam rękawy i wzięłam się do walki, zainwestowałam nie mało szmalu, włożyłam całą masę energii (w dostawy półproduktów, malowanie, składanie zniczy, pakowanie itp.) a teraz pomału upłynniam towar w oczekiwaniu na zwrot kapitału i w końcu zyski :)
Oczywiście punkt kulminacyjny będzie 1 listopada i rozstrzygający o zyskowności całego przedsięwzięcia.
No i to by było w skrócie tyle na temat moich działań w drodze do założonego celu zarobienia 100 tysięcy złotych.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Grzybobranie - pomysł na sezonowy biznes

Myślę, że sezonowe sposoby zarabiania pieniędzy mogą być naprawdę zyskowne. Jednym z pomysłów na  taki sezonowy zarobek jest zbieranie i sprzedawanie darów lasu w postaci jagód i grzybów (oczywiście jeśli się na grzybach znamy!!!!). Grzyby i jagody są powszechnie dostępne dla wszystkich w pobliskich lasach, potrzebne są jedynie przede wszystkim chęci (tu do jagód)  i widza jeśli chodzi o grzyby (choć chęci też).
W tym roku wysypu na jagody nie było, co powodowało, że litr jagód kosztował 20 zł (przynajmniej u mnie), 5 l daje nam zarobek 100 zł czyli całkiem sensowna dniówka, pytanie ile czasu nam zajmie ich zbieranie i sprzedanie ale na pewno jest to zyskowne ( w najgorszy przypadku zrobimy zapas pierogów z jagodami na zimę a to też oszczędność ;)).

Co się ma tyczyć grzybów zarobek też jest nie mały, jeśli na grzybach się znamy, mamy trochę farta przy zbieraniu i trafimy na wysyp prawdziwków nasza dniówka może wynieść nawet z 2-3 stówki.
Sezon grzybowy w mojej okolicy uważam za rozpoczęty, grzybiarze coraz liczniej  przystają na okolicznym rynku i sprzedają swoje zbiory. 
Idąc dalej można pokusić się na suszenie grzybów i sprzedawanie już gotowego produktu w postaci suszonych grzybów, idąc jeszcze dalej możemy sprzedawać marynowane grzybki, a to z cebulką, a to bez, w zależności od upodobań klientów. 

Osobiście uwielbiam zbierać grzyby i tylko raz w życiu kupiłam grzyby na targu (marnowane rydze na krupówkach u mnie ich nie ma ;) ). Tak więc jeśli trafimy na zaprawionych grzybiarzy, raczej nam grzybów nie kupią gdyż wolą sami je uzbierać, ale jest grupa klientów którzy a to z wygody, a to z braku czasu chętnie grzyby nabędą. 

A co wy myślicie o takim pomyśle?

wtorek, 2 sierpnia 2011

Plany na sierpień

Plany na sierpień to w większości plany osobiste - wakacyjne:
wydatkowo na 17 dniowy urlop planuję wydać ok. 2 000 -  2 500 zł. Jeżeli uda mi się jeszcze coś przywieść z powrotem będzie to na plus, jeżeli nie trudno, jeśli będę musiała pociągnąć coś z karty cóż też przeżyję, choć mam nadzieję do tego nie dopuścić. Mało czy  dużo na wakacyjny urlop? Ocenicie sami. Urlop będzie należał do kategorii wycieczki objazdowej organizowanej na własną rękę, wraz ze znajomą parą. Trasa - wybrzeże Chorwacji - północne - środkowe Włochy (tak aby zahaczyć o Rzym). Noclegi niezaplanowane, będziemy szukać tanich kwaterek, korzystać z pól namiotowych campingowych itp. Główna zasada wyjazdu zobaczyć jak najwięcej za stosunkowo jak najmniej, oczywiście wypośrodkujemy zwiedzanie z odpoczynkiem (plażowaniem), dla równowagi.  Wyżywienie na drogę częściowo zabieramy ze sobą aby zmniejszyć koszty (konserwy, gotowe sosy, makaron, ryż i takie tam oczywiście butla gazowa w zapasie). 
Oczywiście lokalnego jedzonka również popróbujemy, bo grzech by było nie spróbować nowości kulinarnych i miejscowych specjałów :)

Poza tym w sierpniu zobowiązuje się do napisania 10 porad na stronie zaradni.pl  
Za cel stawiam zgromadzenie na koncie zaradnych 100 zł do wypłaty do końca bieżącego roku. Na chwilę obecną na moim koncie widnieje 29 zł ( w zeszłym roku napisałam kilka porad i tak sobie konto było zakurzone, nie używane, jakiś czas temu tam  zajrzałam i ku zdziwieniu zobaczyłam całkiem konkretną kwotę - spodziewałam się góra pięciu złotych). I tak więc postanowiłam zacząć systematycznie wstawiać porady, przynajmniej  po 10 w miesiącu co da razem do końca roku min. 50 nowych porad. Czy to wystarczy do wypłaty środków nie wiem, ale warto spróbować, dobra każda złotówka a ta stówka się kiedyś i tak uzbiera jestem cierpliwa.

No i najważniejsze przed wyjazdem muszę zrobić rozeznanie pod mój nowy pomysł na biznes- jeszcze będę tajemnicza i nie napisze co to jest konkretnie. 

I to by było na tyle, czuje że ten miesiąc bardzo szybko zleci ....

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Podsumowanie lipca

Projekt z otworzeniem sklepu z pieczywem na chwilę obecną stanął w miejscu i chyba szybko nie ruszy. Poszukiwania lokalu okazały się niewypałem, obejrzałam 2 potencjalne lokale, jednak po dokładnym zbadaniu terenu stwierdziłam za dużą konkurencję w ich pobliżu. Lokalizacja jednego i drugiego lokalu nie była również oszałamiająca, a zaproponowany czynsz też nie zachęcał do podjęcia ryzyka. Poza tym skupiłam się na obserwacji nowego sklepu z pieczywem na moim osiedlu stwierdzając przeciętne nim zainteresowanie tutejszych mieszkańców, co również trochę ostudziło mój zapał co do tego typu biznesu. Wiem, że początki zawsze są ciężkie żeby zjednać sobie klientów, a  pracując na tak małej marży, utrzymać ten biznes jest tym bardziej ciężko.
Więc  póki co zawieszam działania związane otwarciem sklepu z pieczywem (być może jeszcze do niego wrócę, jeśli znajdę lokal w odpowiedniej lokalizacji narazie jednak takowego nie ma).

To, że jeden pomysł nie wypalił, nie oznacza jednak że się poddaje, mam już pewne plany co do innej branży, o czym napiszę za jakiś czas.

Stan portfela nie powiększył się (przez nie małe wydatki), ale również nie uszczuplił więc nie jest najgorzej, zobaczymy co przyniesie sierpień.

Generalnie trochę jestem na siebie zła, za małą częstotliwość pisania na blogu, ale z organizacją czasu jest u mnie trochę kiepsko, sierpień też zapowiada się nie lepszy ze względu na urlop. Więc dopiero od września mam nadzieję się poprawić.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Jaki sens ma ubezpieczenie grupowe?

Dzisiaj kilka słów o ubezpieczeniach, a dokładniej o ubezpieczeniu grupowym.
W godzinach popołudniowych przybyła do mojego biura (tego etatowego)  przemiła Pani z pewnej znanej firmy ubezpieczeniowej, proponując ubezpieczenie grupowe całej firmy (ok. 24 osób). Przedstawiła mi swoją jakże wspaniałą i interesującą ofertę, abym  co miesiąc zasilała firmę X  składką w wysokości ok. 50zł i przy okazji najlepiej namówiła resztę firmy. Pani ubezpieczycielka z każdej podpisanej umowy będzie miała comiesięczny wpływ na konto wartości iluś tam procent danej składki, co jest dla niej rzecz jasna opłacalne, pytanie czy opłacalne jest to dla mnie? Zastanówmy się, ubezpieczenie grupowe to przede wszystkim wypłata świadczenia za śmierć ubezpieczonego - i tu mogą pojawić się dwa stanowiska:
1. No i co mi po tej kasie po śmierci? Egoistycznie nie mam w tym interesu.
2. Mogę zadbać o najbliższych i im coś po sobie zostawić.  Ok nie jestem egoistką, niech coś po mnie mają, tylko czy kwota  rzędu 12-40 tys. to aż taki majątek (w zależności od okoliczności) ? Jestem, młodą osobą, w małej grupie ryzyka i zamierzam jeszcze pożyć przynajmniej te 30-40 lat więc myślę, że spokojnie odłożę kilka krotność tej kwoty dla dzieci (o ile coś mnie między czasie nie przejedzie itp. ale bądźmy dobrej myśli). Wiem powiecie, że nikt śmierci nie planuje, wypadki chodzą po ludziach i takie tam. Ale według mnie póki co nie ma sensu nabijanie komuś kieszeni sześciuset pięćdziesięcioma złotymi rocznie. Nabiorę wieku może zdanie zmienię. Na razie bardziej wierzę we własne możliwości gromadzenia kapitału.
Dla młodych też coś mają, w swojej ofercie, nie zapomnieli, i chcą wspomóc świeżo upieczonych rodziców świadczeniem za urodzenie się dziecka rzędu 800-1200zł pffff uwzględniając karencję zanim mi to wypłacą to już sobie prawie sama to odłożę, bez łachy.
Śmierć rodziców teściów, nic nie pokryje ich straty a takie grosze, które firma ubezpieczeniowa mi  proponuje to ja wyśmiać tylko mogę. Małżonka trochę lepiej cenią, ale zdanie podtrzymuje ( po 10 latach płacenia składki staje się nie opłacalne).
Generalnie większych plusów w grupówkach nie widzę (oprócz stosunkowo niskiej składki) jednak bardziej elastyczne i dopasowane do klienta są indywidualne ubezpieczenia na życie (pomijane są elementy które nas nie interesują np. singla  raczej nie obchodzi odszkodowanie za śmierć małżonka którego nie ma).
A jakie jest wasze zdanie?


Mnie propozycja ubezpieczycielki co najwyżej skłoniła do rozmyślania nad utworzeniem własnego funduszu ubezpieczeniowego, ze skupieniem się na  zagadnieniu wyprawki dla przyszłego dziecka (jakiś instynkt macierzyński się we mnie budzi ;) ) Wolę sama tworzyć swój portfel, niż wypełniać go komuś.

sobota, 16 lipca 2011

Ogłoszenie z gazety (potencjalny pomysł na biznes ?)

Znalazłam w gazecie ogłoszenie o lokalu do wynajęcia na jednym z nowszych osiedli w moim mieście w cenie 1700 zł za 100m2. Pomyślałam, że warto byłoby go obejrzeć z myślą o sklepie z pieczywem. Po zatelefonowaniu pod nr z ogłoszenia okazało się, że jest to pośrednik który zaprasza do biura celem pokazania oferty itp. rozmowa nie na telefon. Nie przepadam za pośrednikami bo jak wiadomo ktoś musi stracić żeby ktoś zyskał (czytaj stracę ja), ale poszłam, pomyślałam że przynajmniej dowiem się czegoś nowego o sposobie działania tegoż biura pośrednictwa. No i na wstępie uprzejma Pani poinformowała mnie, że zanim udzieli mi informacji o lokalizacji lokalu muszę podpisać umowę z nimi. 
Co ciekawego jest w warunkach umowy zawieranej z pośrednikiem? Otóż przede wszystkim prowizja od sfinalizowanej transakcji, która równa się 50% jednego czynszu wynajmowanego lokalu.  Dowiedziałam się również, że wynajmujący płaci taki sam "haracz", czyli że pośrednik ma  zysk równy jednemu czynszowi, wiadomo czym droższy lokal ktoś wynajmie za ich pośrednictwem tym ich większy przychód. 
Pomysł na biznes całkiem niezły, przy niewielkich wysiłkach i kosztach utrzymania, gdy jest się obrotnym można wyciągnąć niezłą kasę! Niekoniecznie dla mnie, ale może komuś się spodobać taka forma zarabiania.
Zdeterminowana podpisałam umowę kombinując, że w razie czego ich prowizje może da się jakoś obejść po dogadaniu się z właścicielem (zawsze mógłby umowę na lokal podpisać mój narzeczony z właścicielem, z którym póki co formalnie nie można byłoby mnie połączyć). Po podpisaniu umowy Pani poinformowała mnie, że wnoszona jest  symboliczna opłata w wysokości 30 zł na pokrycie kosztów telefonów (umowa jest na czas nieokreślony, jeśli nie ten to mają informować, o podobnych propozycjach które mogłyby mnie zainteresować), trochę mnie to zirytowało, że o tym "szczególe" mówi po podpisaniu umowy a nie przed, bo to już pod naciąganie podchodzi, ale skoro powiedziałam A, to powiedziałam B niech stracę. Tak więc uiściłam jej opłatę, uzyskując w zamian szczegółowe informacje, odnośnie lokalizacji i kontaktu do właściciela. Jutro jestem  umówiona na ogląd  lokalu i analizę okolicy, konkurencji przy okazji :) Mały dreszczyk podniecenia i oczekiwania :D

środa, 13 lipca 2011

Grupowe zakupy czyli jak ustrzelić okazje

Ostatniego czasu często zaglądam na stronę Grupeo  szukając ciekawych okazji na tańsze zakupy. Grupeo jest skupiskiem wszystkich stron promujących grupowe zakupy min. (chyba najbardziej rozreklamowane) Grupon , Gruper , MyDeal, FastDeal, Sweetdeal, oraz wielu innych, które mnożą się niemal z dnia na dzień.
Osobiście robiłam zakupy na stronach Grupona, oraz Grupera, póki co bez żadnych przygód, więc z doświadczenia polecam jako bezpieczne. Fajnym dodatkiem jest bonus w postaci 10zł  za każde polecenie nowego użytkownika (pod warunkiem, że się zarejestruje i coś kupi).Udało mi się kilka poleceń sfinalizować (dokładnie 3) więc miałam 3 dyszki na zakupy (które zresztą już wykorzystałam ;) ).
Aktualnie widzę, że jest sporo ciekawych ofert wakacyjnych, gdyby nie fakt, że urlop mam zaplanowany pewnie skorzystałabym z jakiegoś wyjazdu zagranicznego w atrakcyjnej cenie, może za rok uda się coś wyhaczyć fajnego.  Ze względu na podział na większe miasta każdy może znaleźć coś dla siebie, jak dla mnie grupowe zakupy są atrakcyjne pod względem rabatów, które udzielają różne restauracje, rabaty na różne wyjścia typu bilard, kręgle, do teatru, a ze względu że jestem kobietą to i  promocje salonów kosmetycznych przyciągają moją uwagę.
Z resztą tematyka jest różnorodna więc każdy znajdzie coś dla siebie.

ps. W przyszłym roku będę polowała na fotografa, a dokładniej na jego usługi w postaci  reportażu weselnego i sesji w ślubnej w plenerze (jak będą fajne oferty to może zaszaleje i dwóch wynajmę, a co, raz w życiu ślub zamierzam brać ;) )

wtorek, 12 lipca 2011

Miesiąc lipiec pod znakiem wydatków

Już widzę, że lipiec zapowiada mi się ciężko pod względem wydatków i prawdopodobnie w tym miesiącu nie uda mi się odłożyć nic, irytujące i niezbyt napawa mnie optymizmem, ale co zrobić. 
Pierwszy nieprzewidziany wydatek wiąże się z awarią samochodu, po oględzinach którego okazało się, że poszedł mi alternator. Po wstępnym zorientowaniu się będzie to koszt jakieś 300-400zł samego alternatora, wymianą zajmie się mój ojczulek więc chociaż tu będzie trochę oszczędności uf.
Na początku sierpnia wybieram się na wesele do mojej dobrej koleżanki (gdzie zresztą jestem jej świadkiem) więc kolejny wydatek a to na kreację i fryzjera, a to na kopertkę, a wcześniej jeszcze wieczór panieński bez którego się nie obejdzie ;). Teoretycznie mogłabym część wydatków (kopertowych) pokryć z kolejnej wypłaty, ale wolę mieć już to z głowy i rozliczyć w bieżących wydatkach.
Apropo jeszcze wkładu w kopertę na weselach ciekawa jestem jak to u was wygląda, osobiście planuję włożyć 500-600zł, jak wygląda to z waszą hojnością, czy moja sumka jest mała, duża, optymalna według was?  Pozostałą kwotę, która mi zostanie w budżecie (uwzględniając bieżące wydatki) planuję przeznaczyć na planowany na sierpień urlop, to ile uda mi się odłożyć teraz będzie miało wpływ na nadszarpnięcie budżetu w przyszłym miesiącu, bo i tak dołożyć jeszcze będę musiała ( o planowaniu atrakcyjnego acz oszczędnego urlopu w innym poście).
Co do lokalu pod sklepik na razie ciągle się rozglądam za dobrym punktem.

poniedziałek, 11 lipca 2011

pomysł na biznes

Wszystko zaczyna się od pomysłu... pewien zamysł na działalność mam, życie zweryfikuje czy ma on szanse na realne wdrożenie. Mianowicie od pewnego czasu chodzi mi po głowie otworzenie sklepu z pieczywem, wyrobami cukierniczymi tudzież jeszcze kilka innych dodatkowych produktów w ramach wzbogacenia asortymentu. Zauważyłam, że w mojej okolicy sklepy z tej branży nieźle prosperują sądząc po kolejkach w których  codziennie muszę stać, oraz po godzinie 12 czystych pólkach (o zgrozo w soboty,  nie ma mowy żeby zaspać lub zapomnieć kupić odpowiednio wcześnie pieczywo,  bo trzeba się będzie żywić marketowym, którego zresztą nie trawie - jedna wata). Mało tego na moim osiedlu otwiera się kolejny 3 sklep z pieczywem (nie wspominając o spożywczakach w których chleb też jest), co świadczy o tym, że mimo konkurencji można się przebić z dobrym produktem. Oczywiście  na swoim osiedlu przebijać się nie zamierzam bo jak dla mnie jest tam już tłok, dlatego myślę o punkcie z pieczywem w innej lokalizacji miasta.Grunt to dobry lokal w rozsądnej cenie najlepiej na osiedlu blokowisk. Oczywiście muszę zasięgnąć informacji u producentów jak kształtują się ceny zakupów, na jaką marżę mogę sobie pozwolić i jakiego potencjalnego zysku mogę się spodziewać. Słowem muszę zabrać się za sporządzenie biznesplanu.
Co wy myślicie o takim pomyśle, wszelkie uwagi, rady, krytyki pomysłu mile widziane.

pozdrawiam
mgr pestka

(nie mogłam się  powstrzymać wybaczcie :p ;) )

sobota, 9 lipca 2011

Małe - Duże sukcesy !!!! :)

Dzisiaj króciutki post samochwały :D
Od 7.07.2011 oficjalnie przed nazwiskiem mogę dodawać mgr :)))) Co za radocha !!!
Stres przed obroną  trochę był, ale w sumie nie było tak źle :)  Jak powszechnie wiadomo obrona, to tylko formalność, ale i tak łatwiej  o tym mówić gdy się ma to za sobą. W każdym bądź razie największym sukcesem jest dla mnie piąteczka na dyplomie !!!!  :D :))))) i świadomość, że jestem Panią magister :)) (nie musicie mnie dobijać, że w dzisiejszych czasach ten tytuł znaczy tyle co nic, bo gdzieś tam w świadomości o tym wiem, ale i tak jestem z siebie dumna i nic tego nie zmieni :)))) ) Samoocena mi się podniosła a to najważniejsze ;)  !!!  W końcu ulga,  koniec stresów i zmartwień ze szkołą, można skupić się na interesach ;) Apropo interesów (choć nie do końca) po obronie,  po podziękowaniach, wręczaniu kwiatów itp. dostałam  od promotorki miły upominek w postaci książeczki z ze złotymi myślami o wdzięcznym tytule "spróbuj uwierzyć". Nie wiem czemu, ale od razu skojarzyło mi się z wiarą we własne siły odnośnie otworzenia własnej działalności... przypadek? czy po prostu jedno mi teraz chodzi tylko po głowie? Nie mniej jednak biorę sobie to do serca i spróbuje uwierzyć ;)


"Na wierze opiera się uprawa roli;
bo kto nie wierzy w zbiór,
nie podejmie się trudu."

św. Cyryl Jerozolimski

wtorek, 5 lipca 2011

Do biegu, gotowi, strat!

Chcąc oszczędzać coraz większe sumy trzeba albo zwiększać źródła dochodów, albo mocniej zaciskać pasa i wycisnąć więcej z tego co się już ma. Obie metody są dobre, ale ja stawiam głównie na rozwijanie się. Z pracy na etacie jestem w stanie bez bólu odłożyć 500 zł, przy dobrych wiatrach 1000-1200zł . Przy najgorszym wariancie daje to
 6000 zł rocznie przy lepszym 12 000 zł rocznie, a więc aby przy bieżącej sytuacji finansowej aby odłożyć założone 100 tys. potrzebuje minimum 8 lat i 3 miesiące w przybliżeniu, maximum dwa razy tyle czyli aż 16,5 roku! Zakładam, że uda mi się to zrobić dużo wcześniej, i daje sobie na to 5 lat.
Czyli cel to 100 tys. w 5 lat. zaczynając od dziś 100tys. powinnam mieć w lipcu 2016 r. Ktoś powie, że to długo, dla mnie jest to po prostu rozsądny czas na zgromadzenie tej wysokości kapitału. Oczywiście, będę robiła co w moich siłach, żeby ten czas skrócić i osiągnąć cel szybciej, jednak przy wydatkach jakie szykują mi się od przyszłego roku to i tak będzie dla mnie niemały sukces (planujemy z narzeczonym wesele, oraz urządzenie domu - aktualnie stan zamknięty surowy). 
Aby cel był osiągnięty co miesiąc powinnam odkładać 1666 zł miesięcznie (jak pomyśle o przyszłorocznych wydatkach, to ta suma mimo wszystko to i tak kosmos). Żeby założenia osiągnąć, sam etat nie wystarczy (no chyba, że znajdę lepiej płatny etat, lub przyszły mężu będzie nas utrzymywał ;p ale nie o to przecież chodzi !). Najbardziej optymalnym rozwiązaniem byłoby otworzenie własnego, dobrze prosperującego biznesu. Kapitał którym na chwilę obecną dysponuję na rozkręcenie czegoś  liczy 8 tys. - i dużo i bardzo mało, w zależności od typu inwestycji. Więcej nie mam, kredytów nie uśmiecha mi się brać, więc będę starała się chwytać pomysłów, i realizować projekty  w miarę swoich możliwości finansowych.  Będą to i mniejsze i większe sposoby dorabiania, z lepszym lub gorszym efektem, ale na pewno się łatwo nie poddam!  A może ktoś z was ma jakieś ciekawe pomysły pod taki mały kapitał ? ;)

niedziela, 3 lipca 2011

Pierwsze kroki

Zastanawia mnie czy ten blog będzie miał w ogóle czytelników, no cóż nie przekonam się póki nie spróbuje. 
Może na początek jeszcze klika słów o mnie mam 25 lata, stałą pracę (choć kokosów nie ma, stałe wpływy na konto mam, w wysokości 1700 zł), i oczywiście masę wydatków typu : samochód - paliwo, jakieś tam naprawy itp. jeszcze nie dawno opłaty za szkołę, na szczęście już ostatnie bo obrona mgr niebawem i koniec z wszystkimi opłatami w tym temacie, o ile czegoś nowego sobie nie wymyślę międzyczasie; standardowo jedzenie, ciuchy (jestem w końcu kobietą, staram się ograniczać ale czasem no po prostu nie  można ;) ), jakieś rozrywki typu wyjścia ze znajomymi, wakacje itp.. Wychodzę z założenia, że nawet jeśli chcę oszczędzać to nie za wszelką cenę, są rzeczy  których po prostu nie umiem sobie odmówić, bo inaczej stracę radość z życia, a przecież nie o to chodzi. Oprócz pracy na etacie szukam różnych sposobów dorabiania, oszczędzania z większym lub mniejszym skutkiem, o czym będę oczywiście informować w kolejnych wpisach. I to by było na początek tyle.
pozdrawiam
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Inne posty Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...